Obserwatorzy

środa, 25 lipca 2012

WAKACJE!

Jestem w Dźwirzynie, jest pięknie, słonecznie i słodko od lodów i gofrów. Jest prawie idealnie. Czas spędzam z dziecięciem moim, chociaż właśnie w tej chwili  Słonko, nieco już mną chyba znudzone, rozmawia z koleżankami... Tak bywa. Brakuje tu tylko mojego Pana I., może w przyszłym roku lepiej się zorganizujemy.Relację postaram się zdać bardziej szczegółowo po powrocie.
Do przeczytania zatem. Pozdrawiam i duuużo słońca życzę!
Anka

piątek, 20 lipca 2012

Ślimak, ślimak....

Całkiem niedawno miałam przyjemność poznać pewną małą osóbkę o imieniu Luiza. Samo imię niezwykłe, a Luizka sama w sobie zadziwia jeszcze bardziej. Czym tak mnie urzekła? Chociażby zamiłowaniem do zwierzątek dość nietypowych. No bo czy znacie może dużo małych dziewczynek, które w domu trzymałyby patyczaki, ślimaki czy szarańczę??? A no właśnie! Luizka troszczy się o swój zwierzyniec z wielkim oddaniem, a nawet zabiera tych nietypowych przyjaciół na spacery. Kiedy inne dziewczynki przebierają urocze Yorki w kolorowe fatałaszki ona obserwuje jak szarańcza uczy sie latać. Nie mam zatem wątpliwości, że mała Luizka wyrośnie na niezwykłą Luizę, od której dowiedzieć się i nauczyć będzie można bardzo wiele.
Zainspirowana znajomością z Luizką uszyłam swojego pierwszego w życiu ślimaka :)


Mam zamiar uszyć spore ślimacze stadko, bogate kolorystycznie i w zróżnicowanych deseniach. Będzie ciekawie, zapewniam ;)
A jeśli macie jakieś sugestie, poprostu zostawcie komentarz o tu tu, na dole zaraz pod postem .
Kończę na dziś i pozdrawiam Was wakacyjnie. Od dzisiaj właśnie jestem na urlopie i w poniedziałek wyruszam do Dźwirzyna z moja Natalką. Oby pogoda dopisała, chociaż deszczowych dni wcale się nie boimy:)

wtorek, 17 lipca 2012

Bzz bzz bzz

Bzz bzz bzz pszczółki trzy... chwilowo tylko jedna, ale reszta roju jest w fazie przygotowań. Przygotowuję się do Jarmarku Tkaczy Śląskich w Chełmsku i staram się uatrakcyjnić swoje stoisko. Oby pogoda dopisała, bo jak na razie jest mocno niepewna. Dzisiaj znowu niebo zaciągnięte chmurami jak ja kołdrą po sam czubek głowy. W taką pogodę pieruńsko trudno podnieść się z łóżka. Próbuję wtedy oszukać jeszcze troszkę czas przesuwając budzik o kolejne 10 minut. Nic to jednak, bo tak czy tak wstać trzeba... Do zrobienia sporo, a doba nieubłagalnie i niezmiennie króciutka.

Cukierkowo pastelowa pszczółka ZUZANKA


...dedykowana kochanej Zuzi-mojej bratanicy, która za cukier puder i cukier w kostkach dałaby się poćwiartować ;)

poniedziałek, 16 lipca 2012

Moje- nie moje

Moje, bo przeze mnie wydziubane, nie moje- bo szybko poszło w inne ręce.
Dobrze czasem powspominać, co tam kiedyś spod igły uciekło. Komputer zasypany mam zdjęciami moich "dzieci". Czasem przeglądam, żeby przypomnieć sobie ich kochane mordki.
Jeden z uszatych wykonany z  filcowanej wełny i oryginalnej skandynawskiej bawełny.




Króliczki, lalki, misie. Sporo tego było i mam nadzieję sporo jeszcze przede mną. To mój sposób na stresy, strachy na lachy, ale przede wszystkim przekazanie wszystkiego dobrego, co gdzieś tam we mnie siedzi. Wszystko robię z sercem. Jeśli to widać, jest dobrze. Może kiedyś uda mi się przekuć to dziubanko po godzinkach na pełnoetatowe zajęcie.
Na rosyjską nutkę -siostrunie matrioszki.
Króliczkowych wariacji było sporo. Jakiś czas temu szarpnęłam sie na nieco większe gabaryty. Ta królicza piękność jest jeszcze u mnie. Jeśli ktoś reflektuje, to zapraszam. Mierzy 55cm, więc nie da się przejść obok niej obojetnie no i jest się do czego przytulić. Poza tym prezentuje się pięknie w swoim aksamitnym płaszczyku na podszewce w biało-różowe paseczki i stylowym bereciku.
Len i bawełna-NO POLIESTER!!! To jest to, co lubię najbardziej :)

Są jeszcze lalki tildowe- świetna alternatywa do Barbie- szkaradków odlewanych z formy w milionowych ilościach. Moim zdaniem tildy są naprawde urocze mimo że nigdy lalkami bawić się nie lubiłam. Preferowałam wszystko, co pluszowe: misie, pieski, kotki itd. Te jednak mają w sobie sporo ciepła i uroku. Gdybym więc mogłą zaliczyć powrót do dziecinnych lat, to te byłyby w 100% akceptowalne nawet przeze mnie .
No i moje kryzysowe misie. Misie to przecież podstawa. Kto tak słucha wszystkich smuteczków i radości jeśli nie ukochany miś? Wszystkim małym i dużym misiom, tym o bardzo małym i dużym rozumku, życzę miłego dnia. Dzisiaj poniedziałek, czas na rozruch i powrót do pracy. Niekoniecznie jest to mój ulubiony dzień tygodnia ;)

piątek, 13 lipca 2012

Introligatorskie zapędy

Uuuh, mam ja duuuuży problem z wyrzucaniem śmieci. I nie chodzi wcale o to, że do kontenera daleko.Problem tkwi w szukaniu potencjału w rzeczach, które teoretycznie powinny wylądować dawno w kubełku. Tak też było z plastikową okładeczką na spirali. Okładeczka wcześniej stanowiła część kalendarza, ale że jego czas minął przyszło mu spocząć na stercie makulatury. Okładeczka jednak nie dała się wyrzucić. Czułam, że na pewno do czegoś jeszcze się przyda. Oto i twór nowy na podstawie okładkowej stworzony:

Notatniczek może nieduży, ale za to słodki jak wata cukrowa ;)

W planach jest jeszcze kilka różnej maści. Zajmę się nimi jednak dopiero po weekend'zie, bo mamy z Natalką plany wyjazdowe. Jeśli pogoda dopisze odwiedzimy Lwówek Śląski i tamtejszą cykliczną imprezę AGATOWE LATO.
Zatem wszystkim Wam życzę miłego wypoczynku. Po niedzieli zdam relacje jak było ;)

środa, 11 lipca 2012

Z babcinej bieliźniarki

Uwielbiam zapach lawendy! Kicham po niej jak po tabace (paskudna alergia, wrrrr), ale i tak wącham namiętnie. Tych małych kwiatków mam aktualnie chyba z pięć litrów i sukcesywnie zamykam je w małych buteleczkach, tudzież woreczkach lnianych. Żeby nie wiało nudą i było ślicznie poprostu, woreczki ozdabiam po swojemu. Ten poniżej skończyłam wczoraj. Będzie jeszcze pięć.
Jeżeli ktoś miałby ochotę na sentymentalny powrót do czasów babcinych bieliźniarek, które "perfumowano" właśnie kwieciem lawendy, to zapraszam serdecznie.

czwartek, 5 lipca 2012

Wiosna zatrzymana na dłużej

Fajnie, że pory roku się zmieniają. Nic nie stoi w miejscu. Gdyby nie to, pewnie byłoby strasznie nudno. Poza tym każdy chyba trochę lubi ponarzekać: "Ojej, znowu tak gorąco!",  "O matko, kiedy ta zima się skończy!", "Paskudna jesienna plucha! Mam dość!". Jak by nie było, ktoś zawsze będzie niezadowolony. Zdecydowanie zmiany pór i pogody mają swoje dobre strony. Ja np. dzisiaj, zamiast załatwiać sprawy mniej lub bardziej istotne, siedzę w domu, bo pogoda jakaś niepewna i dłubię takie tam swoje dłubanki szmacianki, co zdecydowanie na plus wypada, bo zaległości mam spore. W porach roku najbardziej lubię wiosnę, bo taka świeża i optymistyczna, wszystko sie budzi, powstaje z pozornie martwej ziemi. Chociaż w innych porach jest też sporo przyjemnych  elementów.Latem uwielbiam zapach żniw, siana, słomy. Wszystko nagrzane słońcem jak drożdżowy placek w piecyku babci. Jesienią spacer po złotych i czerwonych liściach, spacer dobry do myślenia o wszystkim i szurania nogami po tym kolorowym dywanie. Zimą lubię zmarznięty nos, ale nie w trakcie marznięcia. Lubię go wtedy, jak już wrócę do domu. Na dworze ciemno, choć jeszcze tak wcześnie, i zimno paskudnie, a tu domek, mój własny, moje parę metrów bezpiecznej podłogi no i gorąca czekolada na rozgrzewkę. Czekolada, taka prawdziwa z tabliczki rozpuszczanej powoli w mleku, to grzech na który pozwalam sobie bez wyrzutów sumienia. I tak wszystko pędzi, leci do przodu, nie oglądając się wcale na nas. I dobrze, że się nie ogląda, bo co my w końcu pępek świata czy co? Jesteśmy tu podobno na chwilę, zaliczymy trochę zim i wiosen i albo nauczymy się bardziej cenić te małe fajne sprawki, albo wiecznie będziemy tylko narzekać, że wszystko jest nie tak. Małych, fajnych sprawek mam sporo i chętnie się podzielę ;) Wszystkie pachną, każda inaczej. O wszystkich mogę opowiedzieć, jeśli tylko ktoś zechce słuchać...
Fajną sprawką wiosenną są dla mnie tulipanki. Kwiecie o tyle ciekawe, że sama nazwa przyciąga przyjemną obietnicą o przytulaniu przez jakiegoś pana. TULI- PAN- kwiatek, który niby bezzapachowy, a jednak dla mnie pachnie. Wychyla się z ziemi wczesną porą wcale nie zmęczony mrozami, wcale nie jak marna lebiega po przejściach, ale silny i zdecydowany w kształcie i kolorze. Tulipanki "ukradłam" wiośnie i zatrzymałam na dłużej zaklęte w bawełnę. W ten sposób mogę nawet przechytrzyć szanowną panią naturę i utrzeć jej nosa stosując znacznie więcej kolorów, niż ona jest w stanie. Ciekawe co na to Holendrzy :P

Te zostały wykonane dla pewnej Pani Barbary, mam nadzieję, że się spodobają...

... te natomiast zdobią moje małe mieszkanko. Jeśli ktoś miałby ochotę, wystarczy podać kolor ;)